Strony

czwartek, 6 grudnia 2012

Wolfram Trio - Wolfram

Va Fongool, VAFCD001, 2012
Halvor Meling - saxophone; 
Fredrik Luhr Dietrichson - double bass
Jan Martin Gismervik - drums

1; 2; 3; 4; 5; 6; 7; 8; 9; 10
 

english version below

„Free jazz to the people” - to hasło najtrafniej określa rolę norweskiego Wolfram Trio. Muzycy z Oslo na swojej pierwszej płycie zatytułowanej po prostu „Wolfram” przedstawiają się jako żywiołowi, bezkompromisowi improwizatorzy. I choć można się upierać, że to, co robią, zostało już wielokrotnie przerobione we wszystkich językach, to trzeba przyznać, że podejmują wyzwanie i szukają nowej ekspresji, nadają muzyce indywidualny rys i formę. Te dziesięć utworów to nic innego, jak „let's introduce to the world”.

Słuchając całości „Wolfram” doświadcza się istnej mozaiki nastrojów, zaskakujących zwrotów na poziomie mikro i makroformy. Jest to mozaika wielobarwna, rozciągająca się na kolejny wymiar przestrzenny, osiągająca sonorystyczne „3D”. Pojedyncze utwory tworzą całość, w której pobudzającym elementem staje się motyw, pojedynczy dźwięk i sposób artykulacji. One stwarzają ciąg i jednocześnie kontrast. Gdy przyjrzeć się temu z góry, widać konsekwencję układu „części”, które są jak w rondzie - z powracającym refrenem i zmiennymi kupletami, a każdy opowiada o czymś innym, każdy nawiązuje do poprzedniego i na swój sposób droczy się z jego materią.

Tym powracającym, „refrenowym” motywem jest mocno osadzony w tempie, tętniący wir improwizacji, który wprowadza muzyków w szaleńczy, aylerowski pęd z jazgoczącymi, saksofonowymi biegnikami. Zdaje się, że muzycy jeden przez drugiego nakręcają się w tym transie, mimo to wiedzą, kiedy zgrabnie skończyć. Saksofon i perkusja w tych fragmentach przywodzą skojarzenie z duetem James Allsopp / Paal Nilssen-Love. Pod czwartym numerem klimat jest ciężki; nisko brzmiący bas i bębny stanowią złowieszcze tło dla flengerowego tonu altu, który jak zahipnotyzowany daje popis chropowatych tryli. Innym razem Skandynawów porywa klimat undergroundowego Chicago, brzmią wtedy bardzo mięsiście i rasowo. Ostatni numer przenika równo wybijany dźwięk (możliwe, że uderzane pudło kontrabasu), przypominający bicie dzwonu. Jest wymowny na tle tej niezmiennie rozszalałej, improwizacyjnej materii.

Fragmenty „kupletowe” są spokojniejsze, harmonizują i dynamizują całość. Niektóre z nich trwają zaledwie dwie minuty, są impresjonistyczne i sugestywne, a nade wszystko kompletne. W trzecim utworze kontrabasista chwyta smyczek, ale nie po to, by niezdarnie próbować naśladować klasyków, ale by dosłownie skleić się z partią perkusji i w groteskowy sposób stworzyć teatr dźwięków; skomlącego psa i natrętną, bzyczącą muchę. Kiedy indziej pojawia się też repetytywny, flażoletowy motyw, blisko liryki Arvo Pärta, a całość rozgrywa się na granicy szeptów i ciszy. Delikatne szmery, pocieranie talerzy i metaliczne szurnięcia przerywa kolejny fragment, z „piskiem” w roli motywu przewodniego. Wszystko to działa oczyszczająco i przygotowuje do mocnego, refrenowego impetu.

Z całości przekazu wynika, że muzycy doskonale się bawią, zarówno ze sobą, jak i z słuchaczem. Niedopowiedziane frazy i zwarte, niedłużące się kawałki, zdradzają kompleksowe myślenie i doskonałe wyważenie ról w zespole. To prawdziwy, „miniaturowy” popis w dziesięciu odsłonach. Muzykom Wolfram Trio nie trzeba więcej, by się przedstawić.


"Uwolnić jazz dla ludzi”. Rozumiemy przez to, że "free jazz" jest takim gatunkiem muzyki, z którego każdy może czerpać radość. Nie trzeba go rozumieć, by się nim cieszyć. To po prostu muzyka.
***

"Free jazz to the people" - this slogan best describes the role of the Norwegian Wolfram Trio. On their first album titled simply "Wolfram", musicians from Oslo present themselves as energetic, uncompromising improvisers. And while one can insist that what they do, it has been reworked many times in all languages​​, it must be admitted that they picked up the gauntlet by looking for a new expression, giving the music an individual trait and form. These ten songs are nothing else but "let's introduce to the world".

Listening to the whole "Wolfram" you can experience a veritable mosaic of moods, surprising twists at the micro and macroform. This is a multicolored mosaic, extending for another space dimension, reaching sonoristic "3D". Single pieces form a whole, which stimulating element becomes a sound, motive, or articulation manner. They also create a chain of contrasts. When you look at this as a whole, you can see the consequence of the "parts", which are like in rondeau - with the returning refrain and variables couplets, where each is about something else, but also refers to the previous, bantering with its matter.

This returning, refrain motif is firmly embedded in the pulsating pace, whirl of improvisation, which introduces musicians to the crazy, Ayler's rush full of clamoring saxophone turns. It seems that one by the other musicians wind up in this trance, yet know when to stop neatly. In these passages saxophone and drums bring to mind the James Allsopp / Paal Nilssen-Love duo. At number four the climate is tough; low-sound bass and drums are ominous background for "flanger" alto, which as if hypnotized makes a show with rough trills. Another time, Scandinavians are catched by the underground climate of Chicago, sound then very richly and genuinely. The latest piece is dominated by evenly beating sound (perhaps a doublebass body), like a ringing bell. It is meaningful on the background of the constantly raging, improvisational substance.

"Couplet" fragments are calmer, they make the whole harmonized and even more dynamic. Some of them last only two minutes, others are impressionistic and suggestive, but all of them are complete. In the third track the bass player catches the bow, but not for clumsy attempting to imitate the classics; he just glues to the drumer's part and creates a grotesque theater with sounds of a whining dog and an insistent, buzzing fly. Some other time there also appears a repetitive, flageolet motive, lyrically close to the Arvo Pärt's music, is set on the edge of whispers and silence. Gentle murmurs, rubbing cymbals and metallic scraping are interrupted by another fragment with the "screech" as a leitmotif. Everything it works cleansing and prepare for the following powerful, refrain momentum.

So we can hear that the musicians have much fun, playing both with each other, and with the listener. Unsaid phrases and dense, not dragging on compositions show a comprehensive kind of thinking and excellent ballance in the band. It's a real "miniature" show in ten acts. Musicians from Wolfram Trio don't need more to be introduced.

"Free jazz to the people”. By this we mean that free jazz as a musical genre is something everybody can enjoy. It’s not something you necessarily need to “understand” to enjoy. It’s just music.